wtorek, 4 grudnia 2018

Kiedy jest, jak jest...

Mam 27 lat. Ten fakt dokonał się jakiś czas temu - cicho i niepostrzeżenie, w towarzystwie najbliższych mi osób. Jak się czuję? Starsza, mądrzejsza, bardziej dojrzała? Sama nie wiem, chyba nic się specjalnie nie zmieniło, oprócz tego, że do 30-tki już naprawdę coraz bliżej.

Czego sobie życzę w tym 28 roku mojego życia? Zdrowia dla siebie i swojej rodziny - to przede wszystkim. Brzmi banalnie, ale znaczy tak wiele. Czy czegoś jeszcze? Tak - i to moje życzenie urodzinowe, więc zdradzę Wam jeśli się spełni. Na razie wolę nie zapeszać. Życzyłabym sobie także spokoju ducha, może więcej uśmiechu i pewności siebie... Mniej złych i smutnych dni, więcej tych dobrych, po których człowiek zasypia szczęśliwy :)

Wpis miał być dłuższy, ale mój syn postanowił inaczej. W końcu zabawa samemu nie jest tak ciekawa jak zabawa z mamą. Biegnę więc do mojego najmniejszego i największego szczęścia jednocześnie!

niedziela, 18 listopada 2018

Weź mnie przytul...

Jesienna chandra? Może.
Przygnębienie? Może. Apatia? Tak. 
Depresja? Mam nadzieję, że jeszcze nie.



Z wielu testów temperamentu wychodziło mi, że jestem melancholikiem. I naprawdę nim jestem. Do tego mam skłonności do pesymizmu, zamartwiania się, stresowania, ciągłego przygnębienia. Taka jestem odkąd pamiętam. Dla mnie zawsze szklanka była do połowy pusta. Czy coś z tym robiłam? Chyba tak. Starałam się otaczać dobrymi, przyjaznymi osobami. Starałam się być dobra i miła dla innych, choć nie zawsze wychodziło. Starałam się słuchać siebie, swojego organizmu. Odpuszczać, kiedy się dało. Spinać tylko wtedy, kiedy miało to sens. Efekty? Chyba tylko chwilowe...

Co się dzieje teraz? Sama nie wiem... Mam wszystko: zdrowie, zdrowego męża, zdrowego syna, dach nad głową i pełną michę. Ale ciągle czuję, że czegoś mi brakuje... W pewnym sensie wiąże się to ze stanem finansowym mojej rodziny. Nie zawsze jest dobrze, niespodziewany wydatek typu zepsuty samochód a cały misternie układany budżet zamienia się w ruinę. Własne mieszkanie? Marzenie... Państwowy czy prywatny żłobek dla dziecka? Marzenie.

Ale chyba nie o tym chciałam pisać... Brakuje mi znajomych, przyjaciół, zainteresowania rodziny... Jesteśmy sami w wielkim mieście i kiedy nieliczni nasi znajomi gdzieś wyjeżdżają, nie mamy nawet z kim się spotkać. Bywało tak wcześniej, ale teraz po przyjściu Stasia na świat pogłębiło się całkiem. Czasem czuję się taka... samotna. Przytłoczona. Przybita. Nie ma we mnie już chyba tyle radości co kiedyś. Jest inna radość - macierzyńska, bo uśmiecham się o wiele więcej niż przed narodzinami Stasia, ale gdzieś zginęła we mnie ta iskierka, którą miałam np. na studiach, gdy otaczałam się innymi radosnymi osobami, gdy spotykaliśmy się częściej, gdy ktoś się interesował, tym co u mnie.

Mam nadzieję, że to tylko chwilowe uczucie. I wraz z jesienią mi przejdzie.

wtorek, 30 października 2018

Weź go tyle nie noś!

Każda młoda mama słyszała pewnie miliony dobrych rad: załóż czapeczkę, nie noś bo się przyzwyczai, jak płacze to daj mu smoczka a jak wieje wiatr to zakryj piersi, bo je przeziębisz! Ja też to słyszałam i jeszcze pewnie niejedną taką radę usłyszę.



Jak sobie z tym radzić?
Nie wiem, bo jeszcze sobie nie radzę. Albo się wściekam w duchu albo się zamykam w sobie. Mam też od razu potrzebę tłumaczenia się wszystkim wkoło. Kuchnia w deseń, przecież to moje dziecko i staram się robić jak najlepiej potrafię. Co prawda, nie każdy w te moje macierzyńskie umiejętności wierzy stąd pewnie tak duża liczba "dobrych rad". 

To nie jest też tak, że nie biorę pod uwagę innych opinii czy doświadczeń. Ba! Sama ich często szukam i pytam bardziej doświadczone mamy, jak to było w ich wypadku. Ja tylko nie lubię takich "rad" wypowiadanych z poziomu Mont Blanc, które sprowadzają mnie jako matkę do poziomu kurzu leżącego pod łóżkiem. Umiem też powiedzieć, że się pomyliłam kiedy faktycznie coś, co wydaje się absurdalne - działa. 

Ostatnio też usłyszałam o innej metodzie, stworzonej chyba dla osób osób o moim poziomie wrażliwości (+100) i asertywności (-100): wysłuchaj, przytaknij i tak zrób swoje. Nie wyjdziesz na niegrzeczną, niewdzięczną, źle wychowaną czy najmądrzejszą ze wszystkich. I wilk syty, i owca cała!

Oj długa jeszcze droga przede mną, by głośno mówić to, co myślę naprawdę bez owijania w bawełnę... Wierzę, że kiedyś mi się to uda! Wtedy odpowiem tym wszystkim "ciotkom dobra rada": pocałujcie się w dupę!

poniedziałek, 22 października 2018

Spór o kuchnię...

Dzisiejszy wpis wcale nie będzie o tym, jaką kuchnię wybraliśmy do naszego mieszkania. Po pierwsze dlatego, że na razie nie mamy własnego mieszkania, a po drugie dlatego, że nawet jeśli byśmy je mieli - kuchnię wybrałabym ja. Chyba mi się coś należy za te lata przygotowywania posiłków?

Wracając do tematu przewodniego dzisiejszego wpisu, od ponad 3 lat nie możemy dojść do porozumienia w jednej ważnej kwestii... Czy do tego doszło w kuchni, czy w pokoju/salonie? A może nie liczy się gdzie, ale jak? Tradycja podpowiada, że najwłaściwiej byłoby na kolanach, z bukietem kwiatów w jednej dłoni a pierścieniem w drugim. Jestem przekonana, że większość oświadczyn tak właśnie wygląda. On klęczy, ona patrzy na niego z miłością, on drżącą ręką pokazuje pierścionek, ona w niemym zachwycie na niego patrzy, on zadaje to kluczowe pytanie, a ona musi na nie odpowiedzieć. Albo i nie. Ja nie odpowiedziałam - mój Mąż do dziś mi to wypomina. Byłam tak zaskoczona, że to jest właśnie TEN moment, że pocałowałam go i poprosiłam, by wstał z kolan. Pierścionek przyjęłam, obejrzałam, pozachwycałam się i spróbowałam włożyć na palec. Udało się, ale jednak okazało się, że jest ciut ciut za mały. Na szczęście już następnego dnia na mej dłoni lśnił pierścień we właściwym rozmiarze.

O co więc chodzi z tą kuchnią. Już spieszę z odpowiedzią. Mój Mąż oświadczył mi się w wynajmowanym przez niego mieszkaniu, po moim powrocie z pracy, gdy rozpakowywałam zakupy i opowiadałam mu, jak mi minął dzień. Gdy tylko spotkaliśmy się pod blokiem wręczył mi bukiet kwiatów, ale nie wzbudziło to mych podejrzeń, bo kwiaty dostaję od niego dość często. Gdy upychałam je w jakimś słoiku (w męskim mieszkaniu nie ma co liczyć na wazon), opowiadając o nowym projekcie mój jeszcze wtedy chłopak szykował dla mnie niespodziankę... Odwróciłam się, a on klęczał na podłodze. W duchu spanikowałam, gdy ujrzałam go takiego zdenerwowanego. Szybko odgarnęłam ręką włosy, w myśli dziękując sobie, że chciało mi się dziś umalować i przyzwoicie ubrać, skoro miała być to tak ważna chwila. Nasz spór wynika z faktu, że w tamtym mieszkaniu kuchnia połączona była z pokojem dziennym, więc z mojej perspektywy cała sytuacja miała miejsce właśnie w kuchni.

Czy to takie ważne? Dla mnie nie, jednak nasz spór zrodził się już kilka miesięcy po zaręczynach, na jednej z posiadówek. Dwie pary obecne na tej właśnie imprezie opowiadały o swoich zaręczynach. Jedna z nich zaręczyła się na Majorce, czy innych Malediwach, a następna w Rzymie. Gdy padło pytanie o to, gdzie my TO zrobiliśmy, ja odpowiedziałam, że w kuchni, on - w pokoju.  Do dziś nie możemy dojść do konsensusu :)

Wpis muszę skończyć szybciej niż zamierzałam, gdyż mój syn płacze wniebogłosy, a jego tata zdaje sobie nie radzić. Może kiedyś dokończę tę historię :)


wtorek, 16 października 2018

Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka...?

Imię to bardzo ważna sprawa. Decyzja na całe życie (oczywiście, z małymi wyjątkami), od której może zależeć to, kim będziemy. No dobra, trochę odleciałam... Ale czy dając dziecku na imię Albert, nie mamy nadziei, że zostanie naukowcem, pisarzem albo... królem?



Czy od razu wiedzieliśmy, jakie imię będzie nosiło nasze dziecko?

Jeszcze w zamierzchłych czasach narzeczeństwa ustaliliśmy, że imiona dla syna/synów wybiera Mąż, dla córki/córeczek - ja. Z czego to wynikało? Jest tyle pięknych imion dla dziewczynek, a wśród męskich nie mam swoich faworytów. Poza tym byłam przekonana, że naszym pierwszym dzieckiem będzie dziewczynka. Myślałam, że i tak stanie na moim. Kiedy tylko dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami już w głowie miałam, że nasza córka będzie Laurą, Lilianną albo Łucją. Pozostawało tylko zdecydować się na jedno z tych imion i gotowe! O imieniu dla chłopca nie myślałam wcale. Mój Mąż natomiast wybrał trzy imiona męskie, które mu się podobały: Stanisław, Wojciech i Aleksander. W takiej właśnie kolejności. Ja z jego wyborami nie dyskutowałam, bo:
 - po pierwsze: czułam, po prostu czułam, że będzie dziewczynka!
- po drugie: lepszych propozycji nie miałam.

Jakież było moje zdziwienie, gdy na USG prenatalnym po lekkich naciskach ze strony Męża lekarz powiedział, że jak dla niego nasz dzidziuś wygląda na chłopca. Oczywiście, na tym etapie nie kazał się przywiązywać do płci, bo jest duża możliwość błędu ale mój Małżon już swoje wiedział. Nie wykonywaliśmy innych badań prenatalnych, które już na tym etapie ciąży dają dużą pewność co do płci, więc musieliśmy na potwierdzenie poczekać do USG połówkowego. Ale i tak mój Mąż już chodził dumny jak paw, napuszony jak lew na afrykańskiej sawannie, bo jemu się udało! Będzie miał syna...!!! A ja wciąż byłam przekonana, że czekamy na córeczkę zwłaszcza, że jak to się mówi: ciąża mi nie służyła (a dosadniej opisując: nie służyła mojej urodzie), czyli będzie dziewczyna!

Laura, Łucja czy Stanisław?

W międzyczasie Mąż zaczął wybrzydzać na moje żeńskie imiona. O nie! Co Ci chłopie zależy, jak i tak wierzysz, że będziesz miał syna, pytałam go raz po raz i ciskałam w jego stronę złowrogie spojrzenia. Ano jemu nie podoba się ta Laura, jemu to podoba się Alicja a jego mamie Anna i w ogóle ta Laura to trudne jakieś imię, jak to zdrabniać, jak to wymawiać, no jak jak jak? Postanowiłam, że kłócić o imię dla dziecka się nie będziemy, nie podoba ci się Laura, to będzie Łucja. Mąż - ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu - wcale nie protestował. Jak będzie dziewczyna, to będzie Łucja! Tylko jednak w tym 20 tygodniu ciąży okazało się, że to będzie syn. A że datę porodu wyznaczono na 8 maja to mój Mąż wiedział. Stanisław! Tylko Stanisław! No i jest Stanisław. Po dziadku Męża. Po moim dziadku Staś ma drugie imię. Ale to już zostawimy tylko dla siebie...

W 2018 roku imię Stanisław jest dość popularne wśród noworodków. I ja kiedyś zarzekałam się, że na pewno nie nazwę dziecka popularnym imieniem (sama takie noszę), bo głupio jest być piątym Stasiem w klasie. Ale widząc jak bardzo mojemu Mężowi zależy, by nasz synek nosił właśnie to imię - ustąpiłam. Czas i nasze dziecko zweryfikuje, czy dobrze postąpiłam.

P.S.
Zastanawiam się, czy nasze dalsze preferencje co do imion pozostaną takie same wraz z biegiem czasu i w przypadku kolejnego dzidziusia będzie to wybór między już powyżej przedstawionymi, dostępnymi w puli imionami. Czy może coś nam w głowie urodzi się nowego?

poniedziałek, 15 października 2018

Ona to Mama!

Jestem mamą....



Czasami, gdy myślę sobie o tym, kim jestem - w pierwszej kolejności myślę właśnie: jestem mamą. Wspomnienie tego, gdy na świecie nie było naszego synka jest mgliste i czuję, jakby to było przynajmniej 5 lat temu, a nie 5 miesięcy temu. Codziennie rano, gdy się budzę i widzę obok roześmiane oczy Stasia wiem, że mam wszystko: wspaniałego męża, zdrowe i śliczne dziecko. Wtedy zaczynam się bać... Bo czasami to wszystko tak łatwo stracić... Odganiam szybko te straszne myśli i staram się cieszyć kolejnym dniem spędzonym z moim malcem, chłonąć go całą sobą, spróbować zapamiętać te wszystkie chwile, w których moje Maleństwo uczy się czegoś nowego.

Pierwszy uśmiech, pierwszy głośny śmiech - to już za nami. Staś jest pogodnym, choć wymagającym małym człowiekiem. Czasami padam na twarz i chcę, by ten dzień (a właściwie dzień-noc) się skończył. A potem, gdy uświadamiam sobie, że za nami kolejny miesiąc chcę, aby ten czas zwolnił. Czy to normalne, czy każda mama tak ma?

Potrafię patrzeć na mojego śpiącego synka i za nim tęsknić, pragnąć by już się obudził, by uśmiechał się na mój widok a za chwilę chcieć zamknąć się choć na 5 minut w łazience i mieć święty spokój. I wtedy siedząc w ciszy na toalecie uśmiecham się z niedowierzaniem i dozą irytacji na siebie samą, że przecież teraz tak już będzie... Zwłaszcza, że zawsze marzyliśmy o trójce maluchów. 

Kleję tych kilka słów naprędce, kiedy mój mąż próbuje utulić Stasia do snu. Czuję, że czasami chciałabym przelać na papier, to co myślę, uporządkować to, co mam w głowie... Czasami czuję, że bycie mamą jest "ograniczające": tulenie, karmienie, przewijanie, kąpanie - to wszystko jest takie powtarzalne i nudne, a kontakty z innymi dorosłymi osobami są dość ograniczone. Postanowiłam więc wrócić do pisania, chociaż raz na jakiś czas - może to pozwoli mi wrócić do dawnej cząstki mnie, którą bardzo lubiłam a którą trochę zaniedbałam.

Jeśli ktoś, oprócz mojego Męża to czyta, pozdrawiam serdecznie! I obiecuję, że będzie mnie tu więcej :)

wtorek, 6 lutego 2018

Stało się! Żona będzie też Mamą!

Jak to się stało, jak stało się? - chciałoby się rzec za pewnym piosenkarzem disco-polo, którego namiętnie słucha mój Mąż w czasie jazdy samochodem... Ano stało się! Po prostu! Na urlopie, pod wpływem chwili, w oderwaniu od codziennych obowiązków i trosk.



Takiego brzuszka jak na powyższym zdjęciu jeszcze nie mam, ale z dnia na dzień moje maleństwo rośnie i bryka, sprawiając mi tym ogromną radość. Jest to uczucie nie do opisania - pewnie każda z Was, która jest już mamą lub tak jak ja czeka na narodziny swojej pociechy wie, o czym piszę :)

Czy się boję?
Tak, na początku bałam się bardzo: czy z moim Okruszkiem jest wszystko w porządku, czy wszystko jest tak, jak być powinno... Do tego dochodziły stresy związane z pracą. Teraz też się boję, choć nie mogę się doczekać, kiedy poznam moje Maleństwo. Czuję, że całe życie czekałam na ten moment..., który ma nastąpić już niebawem. 

Co na to mój mąż?
No właśnie.... Mój mąż cieszy się na tę nową sytuację tak samo jak ja, choć czasami widzę lęk w jego oczach czy pewne zamyślenie. Nie dziwię mu się - ja czuję ruchy mojego dziecka i odczuwam euforię, a on myśli o sprawach przyziemnych: czy damy radę finansowo, czy trzeba zmienić samochód na większy, czy powinien zmienić pracę, by podołać nowym obowiązkom... Ach mężu drogi, wszystko się ułoży! Najważniejsze jest zdrowie naszego Maluszka!

Czy będzie dobrym ojcem?
Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Będzie najlepszym tatą dla naszego pierwszego dziecka i każdego następnego. Ja mu w tym pomogę :)