czwartek, 22 grudnia 2016

Czułości

Co to znaczy, że ktoś jest czuły? Słownik Języka Polskiego podaje, że "czuły" oznacza kogoś odnoszącego się z miłością, delikatnością, kogoś kochającego i wrażliwewgo... Mój Mąż też jest czuły, ale widzę znaczącą różnicę pomiędzy tym, co było wcześniej, a tym co jest teraz. I nie ukrywam, dość często z tego powodu jest mi przykro...



Co się stało?
Tłumaczę sobie, że to chwilowe, bo ma stresującą pracę, bo ciągle jest zmęczony, bo mało śpi... Nawet mówię mu o tym. On przeprasza, tłumaczy się a ja mam poczucie winy, że zawracam mu głowę drobnostkami. Przecież wiem, że mnie kocha i że wszystko, co robi, robi z myślą o nas i lepszym życiu dla nas. Ale czasami chciałabym mieć Męża tylko dla siebie, tylko dla swoich spraw...

Nie wiem, pewnie żyję jakimiś wyobrażeniami o wspaniałym życiu, bajce, w której mieliśmy razem żyć długo i szczęśliwie, a to, co przynosi teraz los jest całkiem inne od tego. Jeśli nie wierzycie, że po ślubie Wasze życie się zmieni - uwierzcie, zmieni się. Czasami zdaję sobie sprawę, że będąc narzeczeństwem częściej mieliśmy czas tylko dla siebie i celebrowaliśmy wspólne chwile... Teraz mijamy się w drodze "do" i "z" pracy, często nawet nie śpimy razem, bo mój Mąż pracuje także nocami.

Wiedząc, że dziś wrócimy o podobnej porze do mieszkania, mam dreszcze - wiecie, takie, które się ma idąc na randkę... Bo wiem, że będziemy mogli spędzić kilka chwil razem, pośmiać się, przygotować kolację, obejrzeć "Jeden z dziesięciu" w TV. Takie drobne sprawy, wykonywane razem dają mi przyjemność i poczucie bezpieczeństwa. I tak się zastanawiam, czy to zawsze będzie tak wyglądać, czy nasze tempo życia trochę zwolni, pozwoli nabrać tchu, odpocząć...

A co będzie, kiedy na świat przyjdzie dziecko?

czwartek, 8 grudnia 2016

Romantyczna historia?

Lubię wspominać z moim Mężem czasy, kiedy się poznaliśmy. To chyba nie jest romantyczna historia, rodem z komedii amerykańskich z Meg Ryan i Tomem Hanksem, ale wątpię, by komuś takie historie się przydarzały.

Razem studiowaliśmy i razem mieszkaliśmy w akademiku, ale jeśli myślicie, że nasze uczucie zrodziło się gdzieś pomiędzy fascynującymi zajęciami, a akademikowymi łazienkami - mylicie się. Można powiedzieć, że kojarzyłam mojego Męża właśnie z zajęć, ale nie byłam przekonana czy to on mieszka w moim akademcu. Zawsze miałam trudności w zapamiętywaniu ludzi po twarzach, tak było i tym razem. Więc w pewien środowy, listopadowy i zimny wieczór wracając z wykładów zauważyłam, że siedzi On w moim autobusie. Musiałam, musiałam, wykorzystać taką szansę i zaobserwować, gdzie wysiada. Jednak z powodu niemiłosiernego ścisku panującego w komunikacji miejskiej (zawsze, ale to zawsze) i faktu, że na każdym przystanku musiałam wysiadać, by wypuścić wychodzących z autobusu straciłam Go z oczu. Wysiadłam więc sfrustrowana, zarzucając sobie rozkojarzenie, nieogarnięcie i inne tym podobne, gdy nagle....

Zauważyłam, że jest! Przechodził na pasach, kierując się w stronę akademików. Pognałam jak szalona, wbiegając już na migającym zielonym świetle na przejście i zastanawiając się jakieś dwie sekundy, dogoniłam Go i wydyszałam... 
- HEJ!

Obejrzał się, chyba nieprzyzwyczajony do zaczepiania na pasach i popatrzył z politowaniem na to dyszące nieszczęście, jakim w tamtej chwili byłam. Jak już się rzekło słowo, trzeba było pociągnąć wątek dalej - choć uwierzcie mi, w tamtej chwili już zastanawiałam się, czy nie udawać, że z kimś Go pomyliłam, albo inscenizować sytuację z rozmową telefoniczną... No ale parłam do przodu niezrażona:

- Hej, czy Ty studiujesz to i to, tu i tu, a w ogóle jeszcze mieszkasz w tym i tym akademiku?
Popatrzył zaskoczony, gdzieś tam dojrzałam błysk w jego oku i z uśmiechem odpowiedział:
- No!
Padłam. Nie byłam przygotowana na tak dosadną odpowiedź. Co robić, myślę, co robić?
- No to świetnie, bo ja też! I mam na imię XXX a Ty?
- YYY
- Yhy.
Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. W duchu przeklinałam się za śmiałość, że zaczepiłam takiego nerda, który nie umie nawet docenić, że dziewczyna biegnie za nim na prawie czerwonym świetle. Już byliśmy prawie przed samym akademikiem, gdy spytał:
- W którym pokoju mieszkasz?
- 204...
- Spoko. Będę przychodził.

No i przychodził.