poniedziałek, 22 października 2018

Spór o kuchnię...

Dzisiejszy wpis wcale nie będzie o tym, jaką kuchnię wybraliśmy do naszego mieszkania. Po pierwsze dlatego, że na razie nie mamy własnego mieszkania, a po drugie dlatego, że nawet jeśli byśmy je mieli - kuchnię wybrałabym ja. Chyba mi się coś należy za te lata przygotowywania posiłków?

Wracając do tematu przewodniego dzisiejszego wpisu, od ponad 3 lat nie możemy dojść do porozumienia w jednej ważnej kwestii... Czy do tego doszło w kuchni, czy w pokoju/salonie? A może nie liczy się gdzie, ale jak? Tradycja podpowiada, że najwłaściwiej byłoby na kolanach, z bukietem kwiatów w jednej dłoni a pierścieniem w drugim. Jestem przekonana, że większość oświadczyn tak właśnie wygląda. On klęczy, ona patrzy na niego z miłością, on drżącą ręką pokazuje pierścionek, ona w niemym zachwycie na niego patrzy, on zadaje to kluczowe pytanie, a ona musi na nie odpowiedzieć. Albo i nie. Ja nie odpowiedziałam - mój Mąż do dziś mi to wypomina. Byłam tak zaskoczona, że to jest właśnie TEN moment, że pocałowałam go i poprosiłam, by wstał z kolan. Pierścionek przyjęłam, obejrzałam, pozachwycałam się i spróbowałam włożyć na palec. Udało się, ale jednak okazało się, że jest ciut ciut za mały. Na szczęście już następnego dnia na mej dłoni lśnił pierścień we właściwym rozmiarze.

O co więc chodzi z tą kuchnią. Już spieszę z odpowiedzią. Mój Mąż oświadczył mi się w wynajmowanym przez niego mieszkaniu, po moim powrocie z pracy, gdy rozpakowywałam zakupy i opowiadałam mu, jak mi minął dzień. Gdy tylko spotkaliśmy się pod blokiem wręczył mi bukiet kwiatów, ale nie wzbudziło to mych podejrzeń, bo kwiaty dostaję od niego dość często. Gdy upychałam je w jakimś słoiku (w męskim mieszkaniu nie ma co liczyć na wazon), opowiadając o nowym projekcie mój jeszcze wtedy chłopak szykował dla mnie niespodziankę... Odwróciłam się, a on klęczał na podłodze. W duchu spanikowałam, gdy ujrzałam go takiego zdenerwowanego. Szybko odgarnęłam ręką włosy, w myśli dziękując sobie, że chciało mi się dziś umalować i przyzwoicie ubrać, skoro miała być to tak ważna chwila. Nasz spór wynika z faktu, że w tamtym mieszkaniu kuchnia połączona była z pokojem dziennym, więc z mojej perspektywy cała sytuacja miała miejsce właśnie w kuchni.

Czy to takie ważne? Dla mnie nie, jednak nasz spór zrodził się już kilka miesięcy po zaręczynach, na jednej z posiadówek. Dwie pary obecne na tej właśnie imprezie opowiadały o swoich zaręczynach. Jedna z nich zaręczyła się na Majorce, czy innych Malediwach, a następna w Rzymie. Gdy padło pytanie o to, gdzie my TO zrobiliśmy, ja odpowiedziałam, że w kuchni, on - w pokoju.  Do dziś nie możemy dojść do konsensusu :)

Wpis muszę skończyć szybciej niż zamierzałam, gdyż mój syn płacze wniebogłosy, a jego tata zdaje sobie nie radzić. Może kiedyś dokończę tę historię :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz